Samorząd Studencki

Wyprawa na Matterhorn

Wyprawa na Matterhorn

Nazywam się Marcin Szczerski z wykształcenia jestem inż Informatyki, Instruktorem WOPR i Taternikiem. Studiuję w PANS Nysa na kierunkach filologii angielskiej oraz dietetyki. Alpinizm jest moją pasją wspinam się intensywnie od kilku lat, mam na koncie wiele dróg wspinaczkowych w Tatrach oraz całej Europie. Zdobyłem samotnie Eiger i Matterhorn mam też na koncie zimowe wejście na Monch.

06.09-13.09.23 odbyła się wyprawa na Matterhorn podczas której zdobyłem szczyt, było to wejście w stylu free solo czyli bez asekuracji samotnie. O Mattererchornie marzyłem od dziecka jest to góra symbol o idealnych kształtach , bardzo trudna przerażająco niedostępna jednocześnie bajecznie piękna. Uważana jest za najpiękniejszą górę świata , nie ma na nią łatwych dróg tylko wspinaczkowe , szacuje że zginęło na niej ok 500 alpinistów. W czwartek dotarłem do Zermatt w Szwajcarii który jest światowej sławy kurortem powstałym u stóp Matterhornu. Z Zermattu 1500 mnpm ruszyłem do schroniska Schwarzsee 2600 m npm gdzie planowałem spędzić noc i rozpocząć proces aklimatyzacji. Drogę tę można porównać do trekkingu po tatrach takich jak parking-rysy czy Kużnice Świnica. W piątek zaplanowane miałem wyjście aklimatyzacyjne na Breithorn 4164 m npm , które to miało przygotować mój organizm do działalności na wysokościach pow 4000 m npm gdzie jest zaledwie 60% tlenu w powietrzu co powoduje że jakakolwiek aktywność jest bardzo utrudniona. Po zejściu ze szczytu na którym mimo wysokości czułem się wyśmienicie , czułem że mam moc i nic mnie nie powstrzyma...

Wyjście na Matterhorn zaplanowane miałem na 2 w nocy w sobotę, wiec resztę dnia spędziłem na odpoczynku mając świadomość że po pokonania mam jeszcze ok 2km przewyższenia w bardzo trudnym wspinaczkowym terenie. Atak szczytowy rozpocząłem zgodnie z planem od podejścia pod ścianę na wysokości 3200 m npm ten etap zajął ok 3 godzin. Teraz przed sobą miałem już tylko duże trudności techniczne w ekstremalnej ekspozycji oraz ciągłym zagrożeniu lawin kamiennych a to wszystko przy małej zawartości tlenu w powietrzu. Byłem gotowy... więc ruszyłem do przodu w pionową ścianę od której to zaczyna się droga. Wspinało mi się dobrze choć odczuwałem deficyt tlenu, co przekładało się na tępo wspinaczki... Świt przywitał mnie na wysokości ok 3800mnpm bajecznym przedstawieniem. Był to piękny i jednocześnie mrożący krew w żyłach czas , ponieważ odsłonił oblicze góry konfrontując mnie z ekspozycją i ekstremalnymi warunkami górskimi w jakich się znajduję. Od tego momentu wspinało mi się coraz trudniej , tętno coraz częściej skakało mi do wartości w których musiałem się zatrzymać, aby je uspokoić, przez głowę przechodziły myśli ..czy moje ciało da radę? Na wysokości 4000 m npm gdzie znajduje się schron ratunkowy Solvey kolega ,który wspinał się za mną stwierdził że nie idzie dalej...Mimo braku mocy i sporego zmęczenia ruszyłem dalej przede mną zaczynał się najtrudniejszy technicznie teren w który niezbędne było używanie raków i "dziab" czyli czekanów. Było to skrajnie wyczerpujące i pełne fizycznych kryzysów wspinanie w którym niezłomne pragnienie wejścia na szczyt pozwoliło mi dotrzeć do wymarzonego celu.

Do grani szczytowej Matterchornu dotarłem ok godz. 12 czyli po 10 godz. wspinaczki, emocje mi towarzyszące były skrajne lecz krótkie gdyż najtrudniejsze było dopiero przede mną... czyli zejście na dół, a właściwie zjazdy na linie. Na szczycie spotkałem dwóch Włochów którzy to wchodzili granią Lion od strony włoskiej. Porobiliśmy wspólne zdjęcia i podziwialiśmy widoki po czym jeden z nich powiedział do mnie "Mocny jesteś" na co ja po chwili zastanowienia odparłem "że raczej tak się nie czuje" po czym on odpowiedział zdecydowanym tonem "Jesteś MOCNY" i oboje się uśmiechnęli. Długo rozmyślałem czemu nie miałem takiego przekonania , robiąc takie rzeczy to było by uzasadnione...Zrozumiałem że człowiek który nabiera przekonania że jest mocny przestaje nad tą mocą pracować, a ja wciąż to robię. Po ok 15 min na szczycie rozpocząłem zjazdy.

Pod ścianą na 3200mnpm byłem ok godz. 20 skrajnie wyczerpany, zostało jeszcze tylko już w miarę bezpieczne zejście do schroniska na 2600mnpm co zajęło mi ok 2 godz. Po szybkim posiłku po prostu padłem wyczerpany. Kolejnego dnia pełnego pozytywnych emocji i satysfakcji ok godz. 11 obolały rozpocząłem zejście do Zermatt i jeszcze tego wieczora byłem u przyjaciela w Zurichu ciesząc ciepłym jedzeniem i zaletami cywilizacji takimi jak gorący prysznic czy pralka. Na pewno wrócę jeszcze na Matterhorn, marzy mi się jego północna ściana zimą. 

Dziękuje wszystkim którzy na co dzień i czasami wspierają mnie w mojej pasji to wszystko dzięki nim i dla nich. 

Galeria